Czyli jak przeżyć geriatroapokalipsę i przy tym jeszcze dobrze się bawić.
Dom pomocy społecznej to nie jest miejsce, o którym chce się rozmawiać. Media zazwyczaj interesują się nim tylko wtedy, gdy zwęszą atrakcyjny temat na reportaż, najlepiej wypełniony patologią i okrucieństwem. Ale przecież w domach seniora toczy się zwykłe, codzienne życie, w którym jest przestrzeń zarówno na smutek, radość, jak i mnóstwo innych emocji.
Autor „Spółdzielni starców” postanowił opisać rzeczywistość domów opieki społecznej bez zbędnego koloryzowania czy popadania w skrajności. Jako opiekun, koordynator sekcji oraz pracownik socjalny przepracował osiemnaście lat. W swojej książce otwarcie mówi o bolączkach systemu, przytacza błyskotliwe anegdoty, z humorem i życzliwością opisuje różne typy mieszkańców, ich marzenia, potrzeby, a także frustracje.
Dobrych reportaży jest mnóstwo, ale reportaży o dobroci niewiele. Dlatego warto wejść do „Spółdzielni starców”.